Jedna rzecz, która sprawi, że twój seks będzie lepszy!

Jedna rzecz, która sprawi, że twój seks będzie lepszy

Jedna rzecz, która sprawi, że twój seks będzie lepszy!


Zaintrygowałam cię, prawda? 12 lat pracy w mediach nie poszło na marne. Jeśli chcesz wiedzieć, czym jest ta jedna rzecz, czytaj dalej. Ostrzegam, nie jest prosta. Zachęcam, robi rewolucje w życiu, nie tylko erotycznym. Zapewniam, jest oparta na badaniach naukowych!

 

Wyobraź sobie, że jedziesz na wakacje ze znajomymi swojego partnera_ki. Nie znosisz ludzi. No nie znosisz. Wszystko cię w nich irytuje. Od tego, jaki mają śmiech, sposób spędzania wolnego czasu, aż po sposób chodzenia i oddychania. Po tygodniu na Santorini wracasz umęczona i przez następne lata na samą wzmiankę o wyjeździe ze znajomymi robi ci się słabo. 


A teraz wyobraź sobie, że wyjazd na Santorini to seks. A upiorni znajomi, to twoje ciało. A raczej - sposób, w jaki je postrzegasz. “No nie znosisz”. Jak sądzisz, czy kiedy obraz twojego ciała jest negatywny, gdy wiecznie się krytykujesz za to, jakie masz biodra, brzuch, cerę, etc. pozostaje to bez wpływu na twoje życie erotyczne? 


Odpowiedź brzmi: nie pozostaje. A nawet: nie pozostaje razy 57! Skąd ta wartość? Z analizy 57 badań przeprowadzonej przez dwie naukowczynie – Liesbeth Woertman i Femke van den Brink. Wyniki tej analizy opublikowały w artykule “Body Image and Female Sexual Functioning and Behavior: A Review” w 2012 i pozwól, że streszczę 30 stron do jednego zdania: “Główny wniosek jest taki, że problemy z obrazem [postrzeganiem] ciała mogą wpływać na wszystkie dziedziny funkcjonowania seksualnego”.


Chcę tu mocno podkreślić, mówimy o obrazie ciała, czyli sposobie, w jaki postrzegamy własne ciało, jak o nim myślimy, jakie mamy do niego nastawienie, nie zaś tym, jak to ciało obiektywnie wygląda (kolor skóry, rozmiar, waga, etc).


Dr Emily Nagoski w książce “Ona ma siłę. Przełomowy poradnik o seksualności kobiet” (ten podtytuł nie jest na wyrost) pisze wprost: “Żeby mieć więcej seksu i lepszy seks, kochaj swoje ciało”. Tak, to jest ten jeden sposób. Mówiłam, że nie będzie prosty. Ale zanim z hukiem zamkniesz to okno przeglądarki, daj mi jeszcze parę minut. Nie powiem ci, jak pokochać swoje ciało. Ale pokażę ci, co sprawiło, że wydaje ci się to niemożliwe, a może nawet - niestosowne?


Jeśli urodziłaś się po 1920 roku, byłaś i jesteś otoczona przekazami mass mediów. A te wyjątkowo nie lubią dwóch rzeczy: kobiecej seksualności i pewności siebie. Dlaczego? Bo ta pierwsza rzecz wydaje się jakaś nieokiełznana i groźna, a na tej drugiej strasznie ciężko zarobić. A media to biznes jak każdy inny. Liczy się bilans dnia i wychodzenie “na plus”. Dlatego niemal od dnia narodzin słyszymy z mediów, że nasze ciała są niewystarczające. Coś, co do niedawna było po prostu cechą kobiecej skóry (cellulit), w latach 60 stało się niedoskonałością. Coś, co do niedawna było wyśmiewane i krytykowane (pupa jak u Jennifer Lopez) zostało podniesione do rangi ideału (ale bardziej u Kim Kardashian niż J. Lo). 


Tych przykładów mogłabym wymyślać w nieskończoność. Co je łączy? Nie – zmiany oparte na jakiś uniwersalnych przemianach w ludzkich preferencjach, nie – wywiedzione naukowo dowody, że mała pupa jest lepsza od dużej czy na odwrót. Łączy je potencjał zarobkowy. Mówiąc wprost: ktoś zarabia niezłe pieniądze na twojej nienawiści do ciała. A twoja nienawiść do ciała przekłada się na inne dziedziny życia. Życie seksualne również. 

 

Jeśli zatem komunikaty, jakie płyną do nas z mediów, ale też z bliskiego otoczenia (rodzina, szkoła, praca) ciągle podkreślają, jak wiele pracy powinnaś włożyć w zmienianie swojego ciała, jak bardzo odstaje ono od kanonu (do którego nie przystaje nikt, bo nawet modelki z reklam nie wyglądają na co dzień jak modelki z reklam), nic dziwnego, że święcie wierzymy w to, że nasze ciała takie, jakie są nie są godne ani zachwytu, ani szacunku, ani tym bardziej – miłości. Mamy przyzwolenie na krytykowanie siebie, na samobiczowanie, na narzekanie na każdą część ciała, na każdą wadę, wyimaginowaną lub nie.


Z drugiej strony, zachwyt nad ciałem, samozadowolenie są traktowane co najmniej z podejrzliwością, a częściej są uznawane za przejaw pychy i braku skromności (wiadomo, że nie ma nic gorszego niż nieskromna kobieta). Kobiety w każdym wieku częściej wspólnie z koleżankami narzekają na swoje ciała, niż je chwalą czy są im wdzięczne. Mało tego, jesteśmy uczone, żeby raczej ufać opiniom obcych ludzi na temat naszego ciała, niż samym sobie. Nie wierzysz? A dostałaś kiedyś rozpiskę od dietetyka z informacjami co i o której porze dnia jeść? To przykład takiego braku zaufania do własnego ciała.


I teraz wyobraź sobie, że idziesz do łóżka w tym ciele, które masz i które uważasz za okropne, wybrakowanie, niewystarczające. Czy będziesz w stanie skupić się na przyjemności, jakiej doświadczasz? Na czułym dotyku? Na dźwiękach, zapachach? Czy będziesz w stanie wyłączyć ten głos, który w kolejności alfabetycznej wylicza wszystkie twoje niedoskonałości, od Asymetrycznych piersi do Zarośniętych nóg?


Możesz pomyśleć: “Skoro tak, to zoperuję piersi, żeby były symetryczne, ogolę nogi, wypełnię usta i po problemie”. To rozwiązanie mogłoby działać, gdyby problem faktycznie leżał w tych piersiach, nogach i ustach, a nie w tym, jak uczone jesteśmy postrzegać swoje ciało. A uczone jesteśmy widzieć niedoskonałości. I dopóki nie przepracujemy naszej relacji z ciałem, nie przejdziemy od nienawiści do sympatii, albo chociaż - neutralnej relacji, nie pomogą żadne lasery, implanty i ostrzykiwania. Bo w całym tym problemie nie chodzi o to, jakie nasze ciało jest, a o to, jakie myślimy, że jest. A myśli nie da się naprawić w gabinecie kosmetycznym.


To od czego zacząć to naprawianie myśli? Od ich zauważania. Jak na klasycznej terapii poznawczo - behawioralnej. Gdy pojawi ci się w głowie myśl, że twój brzuch jest … – tu wstaw dowolny negatywny przymiotnik, postaraj się to zauważyć i powiedzieć do siebie: “Mam taką myśl, że mój brzuch jest…”. I na razie to tyle. Po prostu zauważaj te myśli. Z czasem oprócz nich zauważysz też okoliczności, w jakich się pojawiają. Może dzieje się tak, gdy nosisz za ciasne spodnie? Albo po spotkaniu z teściową? Albo kiedy naoglądasz się rolek byłej dziewczyny swojego męża? Gdy poznasz źródło tych myśli, łatwiej będzie ci znaleźć rozwiązania.


Chcesz więcej ćwiczeń? Tu w ruch idzie kartka i długopis. Albo nawet nowiusieńki zeszyt i długopis, jeśli jesteś tym człowiekiem, dla którego każdy powód, żeby zacząć pisać w nowiusieńkim zeszycie, jest dobry. Codziennie zapisz w nim trzy rzeczy, które zrobiłaś, dzięki swojemu ciału: pięć lat temu moje ciało wydało na świat człowieka; dzisiaj moje ciało pozwoliło mi poczuć smak najlepszych lodów w Warszawie; dziś moje ciało przetrwało 3-godzinne spotkanie “o niczym”.


Niech ta praktyka wejdzie ci w nawyk. Bo wdzięczność to jeden z najlepszych nawyków, jaki możemy zbudować. Poprawia nie tylko relację z ciałem i co za tym idzie - seks, ale jakość życia w ogóle.


Spróbujesz?

 

Autorka:
Aleksandra Kisiel znana w sieci jako @kisielle. Przez 12 lat pracowała w mediach, ale swój głos odnalazła i ochoczo z niego korzysta w mediach społecznościowych. Uczy kobiety jak odwalić się od siebie, bez pouczania. Obala mity stworzone przez kulturę diety i na każdym kroku podkreśla, że każde ciało jest dobre, każde ciało jest wystarczające i każde ciało zasługuje na szacunek, troskę i przyjemność.



Komentarze (0)

Zostaw komentarz